Dzień jak co dzień ... Kiedy już po usilnych namowach przekonałam naszą latorośl, że wychodzimy z suczką na spacer i oczywiście może jechać na rowerze, przy samych dwiach zadzwonił telefon... Niby nic strasznego gdyby człowiek nie był już jedną noga za drzwiami. No tak i weź tu odbierz ten telefon mając szalonego chow-chowa na smyczy przestępującego z łapy na łapę i uszykowanego do wyjścia, ubrane w ciepłe chomonto dziecko z rowerem i samej stojąc w przedpokoju w puchowej kurtce. No jak to? Ja nie dam rady? Jasne, że dam! Wyciągam komórkę z kieszeni kurtki ( dobrze, że nie wzięłam wielkiej torebki, w której nie umiałabym go na szybko znaleźć) i jednym palcem probuje odebrać , uważając na okręcającą się wokoło mnie i naszego dziecka smycz. Udało się. Jestem z siebie dumna, a tam... " Hallo? Ach witam! Proszę zgłosić sie do Starostwa po swoje Pozwolenie na budowę" .... To jakiś ŻART? Ale jak? Kiedy? To znaczy, że co? Że już ? Naprawdę? Jutro? Jasne! ... To niesamowite! I tu zrobiło mi się mega gorąco...
Ta wiadomość spadła na nas wczoraj dosłownie jak grom... Byłam na nią zupełnie nieprzygotowana, próbowałam tylko dodzwonić się do projektanta z jedną informacją a tu on zadzwonił z taką niespodzianką. Na prawdę myślałam, że sobie żarty robi a tu proszę... Mamy je! A ja wciąż nie dowierzam. Czyli... zaczynamy!
Pozdrawiam
D.
Pozdrawiam
D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz