To nie sztuka wybudować nowy dom. Sztuka sprawić, by miał w sobie duszę...

czwartek, 27 grudnia 2018

Pierwsze święta na swoim

Cudny to czas, kiedy można z pełnym przeświadczeniem i spokojem ducha, spędzić pierwsze Boże Narodzenie w swoich własnych pieleszach. Kiedy można bez problemu postawić choinkę w salonie a nie jej mini imitację wciśniętą gdzieś w segment, tylko tak żeby się zmieściła, choć widać, że zaraz spadnie. Kiedy można poszaleć z dekoracjami w każdym kącie, a później się nimi spokojnie cieszyć.
Tak .... To jest ten leniwy czas.... Nasze pierwsze święta.






czwartek, 4 października 2018

Sezon na ... ziemniaka?

W tym czasie to są ziemniaczane wykopki. Wobec tego i u nas się one zaczęły.


Zamówiona glebogryzarka odsłoniła  całą prawdę o naszej nawiezionej... pełnej kamieni ziemi.



Pomalutku, powolutku trzeba było zbierać te dary natury





sobota, 29 września 2018

W kolorze orzecha włoskiego



Wykorzystując przerwy w deszczu i walcząc z zimnem oraz mocnym wiatrem w przeciągu tygodnia udało się zmalować wszystkie wyszlifowane drewniane elementy dwukrotną warstwą kolorowego impregnatu powłokotwórczego w kolorze orzecha włoskiego.




Wymagało to nie lada precyzji i dokładności, aby nie zachlapać wszystkiego naokoło. Były momenty, że większy powiew wiatru zabierał ze sobą krople i unosił nawet kilkadziesiąt centymetrów w powietrzu, wywołując palpitacje serca u malującego. Na szczęście kostka nie ucierpiała zbyt mocno, pomimo przykrycia jej wielkimi płachtami kartonów pojedyncze kropelki spadły na bruk. Na szczęście w miejsca, które nie drażnią oka.

niedziela, 23 września 2018

Batalia drzewna

Korzystając z ciepłych i słonecznych dni wzięliśmy się w końcu za zabezpieczenie drewnianych belek pod wiatą, podpór dachu oraz na pergoli. Pierwszym krokiem było zeszlifowanie wysmaganej wiatrem, deszczem oraz słońcem warstwy.



Łatwo nie było zakupiona szlifierka kątowa poległa po pierwszych słupach, oddaliśmy ja od razu na gwarancji i zmuszeni byliśmy zakupić nową. Krążki ścierne zużywały się w zastraszającym tempie, ale po prawie 8 godzinach walki jednej osoby tę część batalii uważamy za wygraną. Choć straty w sprzęcie niestety były.


Następnie wszystkie oszlifowane słupy i główna belka podtrzymująca zostały pokryte bazą przed malowaniem docelowym kolorem. Dzięki temu że, początkowo malowanie szło na 3 ręce a później na 2 poszło całkiem sprawnie i zajęło to nam tylko ponad 3 godziny. Gimnastyka w tym czasie wykazała, że posiadamy jednak nieużywane części ciała i zakwasy dały o sobie znać.


cdn...

wtorek, 18 września 2018

Zrównane z ziemią

Co prawda te hałdy ziemi wpisywały się malowniczo w pejzaż wiosną, kiedy nie były zarośnięte chwastami ...


Ale teraz to były na nich przerośnięte badyle, z którymi nawet podkaszarka nie dawała sobie rady.  Decyzja o wyrównaniu terenu zapadła.... 


Wczoraj z przerażeniem w oczach patrzyłam jak koparkowy manewrował między wąskimi skrawkami działki pozostawionymi na jego przejazd. Wierzyłam, że nie będzie tak źle...



Ale potem już było tylko gorzej....



Unoszący się w powietrzu pył wysuszonej ziemi, szloch dziecięcia nad rozwaloną górą, na którą się wspinała i wizja upapranych po uszy w ziemi psów... To chyba nie był jednak najlepszy pomysł. Ale cóż zrobić człowiecze, trzeba tą działkę doprowadzić do wyglądu i użyteczności.







Po trzech godzinach pracy okazało się, że mamy jednak spory kawał ziemi do zagospodarowania. I niestety tak jak przypuszczaliśmy zabrakło nam czarnoziemu na obsypanie boku tarasu i przodu działki.  Jednak dzięki temu zabiegowi można już gdzieniegdzie zrobić małych nasadzeń. Jak np. taką oto akację.

niedziela, 9 września 2018

Taras




Kolejna sobota robót brukowych za nami. Pogoda okazała się fantastyczna dzięki czemu  dzień  zaowocował w cudnie wykończony taras.




sobota, 1 września 2018

Podjazd

Czas wakacji dobiegł końca więc czas zwinąć plażę. Co prawda ciężko było, bo pogoda nie była naszym sprzymierzeńcem. 3 podejścia do wybrukowania podjazdu.

Dzień pierwszy - rozpoczęty mega ulewą od samego rana.  W ogóle byłam zdziwiona, że ktokolwiek przyszedł do roboty. Zupełnie zaspana zlazłam o 8 do kuchni i nastawiłam wodę na kawę, a maż mnie poprosił abym może i chłopakom zrobiła coś ciepłego.  Zawiesiłam się na chwilę, spojrzałam za okno, bo mąż to taki zgrywus,  deszcz padał tak jakby ktoś tam lał wodę niczym z konewki więc nie było szans by dziś kostkę nam kładli. A oni kładli.... A raczej starali się.  Na szczęście na pierwszy strzał poszła wiata, więc na głowę chłopakom nie padało. Między kroplami deszczu biegali z taczką i przenosili potrzebny materiał,  ale dali radę.




Dzień drugi  - rozpoczęty pobudką o 7! Kto normalny przychodzi do pracy w niedzielę! Oni przyszli... Niestety robotę rozpoczynali kilka razy chowając się przed deszczem, ciężko było. Udało im się tylko położyć mały kawałek i roznieść piasek. Po 3  godzinach skapitulowali. Pogoda z nimi wygrała... Ech. Zostawili nas na tydzień z samochodami za ogrodzeniem i wysypanym na podjeździe piaskiem. Nie było nam łatwo....



Tydzień później... Dzień trzeci - piękne słońce ukoronowało ich starania i praca zakończyła się sukcesem. Tylko psy nie były zadowolone, gdyż z uwagi na ściągniętą bramę spędziły cały dzień w domu, z krótkimi spacerami na smyczy wokół budynku.




Oczywiście na koniec okazało się, że zakładając z powrotem bramę trzeba było podnieść jej skrzydła, gdyż nie było szans aby się zamknęły. Po ich ponownym przykręceniu wyszło na to iż jedno skrzydło wystaje ponad słupek. Cóż standard.... Ważne, aby brama wytrzymała zimę, bo pewnie w tym roku już ogrodzenia nie zdążymy zrobić. Poczekamy do wiosny ;)


Dwa weekendy i 3 dni roboty... miejmy nadzieję, że w przyszły weekend skończą taras i chodnik, a my  uznamy sprawę za zakończoną sukcesem.

środa, 8 sierpnia 2018

Dzika plaża...

Nasza budowa trwała prawie 4 lata. W tym czasie nie możemy narzekać ani na towar ani na ekipy. Poza przerwami technologicznymi wszystko szło sprawnie i na nic nie musieliśmy zbyt długo czekać. Czasami nawet to, co miało być później pojawiało się szybciej....  Aż do teraz... 4 m-ce czekania. Szok i niedowierzanie...

***

16 kwietnia! przyszła ekipa, aby rozpocząć kładzenie nam kostki na podjeździe i tarasie. Kostka została zamówiona  od razu pierwszego dnia i wedle kalkulacji miała przyjechać max za 2 dni. W tym czasie przyjechał, piasek i cały został rozsypany po terenie ... 




I to było na tyle... Kostka w umówiony dzień nie przyjechała, ani za tydzień ani za 2. Po miesiącu czekania wyszła sprawa, że jest problem z jej zamówieniem z powodu zastojów technologicznych w firmie producenta... A później to już w ogóle okazała się trudna do zdobycia gdziekolwiek. Gdyby nie fakt, że w zeszłym roku wykonaliśmy schody wejściowe szukalibyśmy czegokolwiek innego. A tak potrzebowaliśmy identycznej kostki do dokończenia zaczętych prac. Zaczęło się codzienne zmaganie z piaskiem, który był wszędzie. Wnoszony do domu na butach, wszędobylski  na podłodze, na psich łapach, futrze, `w samochodach, w sandałach. Kilka razy zakopaliśmy się autem pod wiatą. Roznoszony wiatrem po ogrodzie, znajdowany w kawie na tarasie,  na grillu, w basenie. Po  2 miesiącach mięliśmy już dosyć wiecznego zamiatania (nawet 4 razy dziennie)  i walki ze znienawidzonym piaskiem.... Zaczęliśmy szukać pomocy. Udało nam się skontaktować ze znajomym znajomego od  syna znajomego , który obiecał nam jednak pomóc. I prawie po kolejnym 1,5 miesiąca czekania dostaliśmy informację, że  "kostka jest". A na drugi dzień po tym odebraliśmy telefon "właśnie wyjeżdża do Państwa".



To był na prawdę udany dzień, pomimo 36 stopni w cieniu ;) . Chyba jeszcze się tak nie ucieszyliśmy z przywiezionego materiału.  Niby to tylko kostka, ale przez ten zastój kostkowy wszystkie prace zaplanowane na ten rok wzięły w łeb.  Nie ma to jak "lekki" poślizg.