To nie sztuka wybudować nowy dom. Sztuka sprawić, by miał w sobie duszę...

sobota, 29 września 2018

W kolorze orzecha włoskiego



Wykorzystując przerwy w deszczu i walcząc z zimnem oraz mocnym wiatrem w przeciągu tygodnia udało się zmalować wszystkie wyszlifowane drewniane elementy dwukrotną warstwą kolorowego impregnatu powłokotwórczego w kolorze orzecha włoskiego.




Wymagało to nie lada precyzji i dokładności, aby nie zachlapać wszystkiego naokoło. Były momenty, że większy powiew wiatru zabierał ze sobą krople i unosił nawet kilkadziesiąt centymetrów w powietrzu, wywołując palpitacje serca u malującego. Na szczęście kostka nie ucierpiała zbyt mocno, pomimo przykrycia jej wielkimi płachtami kartonów pojedyncze kropelki spadły na bruk. Na szczęście w miejsca, które nie drażnią oka.

niedziela, 23 września 2018

Batalia drzewna

Korzystając z ciepłych i słonecznych dni wzięliśmy się w końcu za zabezpieczenie drewnianych belek pod wiatą, podpór dachu oraz na pergoli. Pierwszym krokiem było zeszlifowanie wysmaganej wiatrem, deszczem oraz słońcem warstwy.



Łatwo nie było zakupiona szlifierka kątowa poległa po pierwszych słupach, oddaliśmy ja od razu na gwarancji i zmuszeni byliśmy zakupić nową. Krążki ścierne zużywały się w zastraszającym tempie, ale po prawie 8 godzinach walki jednej osoby tę część batalii uważamy za wygraną. Choć straty w sprzęcie niestety były.


Następnie wszystkie oszlifowane słupy i główna belka podtrzymująca zostały pokryte bazą przed malowaniem docelowym kolorem. Dzięki temu że, początkowo malowanie szło na 3 ręce a później na 2 poszło całkiem sprawnie i zajęło to nam tylko ponad 3 godziny. Gimnastyka w tym czasie wykazała, że posiadamy jednak nieużywane części ciała i zakwasy dały o sobie znać.


cdn...

wtorek, 18 września 2018

Zrównane z ziemią

Co prawda te hałdy ziemi wpisywały się malowniczo w pejzaż wiosną, kiedy nie były zarośnięte chwastami ...


Ale teraz to były na nich przerośnięte badyle, z którymi nawet podkaszarka nie dawała sobie rady.  Decyzja o wyrównaniu terenu zapadła.... 


Wczoraj z przerażeniem w oczach patrzyłam jak koparkowy manewrował między wąskimi skrawkami działki pozostawionymi na jego przejazd. Wierzyłam, że nie będzie tak źle...



Ale potem już było tylko gorzej....



Unoszący się w powietrzu pył wysuszonej ziemi, szloch dziecięcia nad rozwaloną górą, na którą się wspinała i wizja upapranych po uszy w ziemi psów... To chyba nie był jednak najlepszy pomysł. Ale cóż zrobić człowiecze, trzeba tą działkę doprowadzić do wyglądu i użyteczności.







Po trzech godzinach pracy okazało się, że mamy jednak spory kawał ziemi do zagospodarowania. I niestety tak jak przypuszczaliśmy zabrakło nam czarnoziemu na obsypanie boku tarasu i przodu działki.  Jednak dzięki temu zabiegowi można już gdzieniegdzie zrobić małych nasadzeń. Jak np. taką oto akację.

niedziela, 9 września 2018

Taras




Kolejna sobota robót brukowych za nami. Pogoda okazała się fantastyczna dzięki czemu  dzień  zaowocował w cudnie wykończony taras.




sobota, 1 września 2018

Podjazd

Czas wakacji dobiegł końca więc czas zwinąć plażę. Co prawda ciężko było, bo pogoda nie była naszym sprzymierzeńcem. 3 podejścia do wybrukowania podjazdu.

Dzień pierwszy - rozpoczęty mega ulewą od samego rana.  W ogóle byłam zdziwiona, że ktokolwiek przyszedł do roboty. Zupełnie zaspana zlazłam o 8 do kuchni i nastawiłam wodę na kawę, a maż mnie poprosił abym może i chłopakom zrobiła coś ciepłego.  Zawiesiłam się na chwilę, spojrzałam za okno, bo mąż to taki zgrywus,  deszcz padał tak jakby ktoś tam lał wodę niczym z konewki więc nie było szans by dziś kostkę nam kładli. A oni kładli.... A raczej starali się.  Na szczęście na pierwszy strzał poszła wiata, więc na głowę chłopakom nie padało. Między kroplami deszczu biegali z taczką i przenosili potrzebny materiał,  ale dali radę.




Dzień drugi  - rozpoczęty pobudką o 7! Kto normalny przychodzi do pracy w niedzielę! Oni przyszli... Niestety robotę rozpoczynali kilka razy chowając się przed deszczem, ciężko było. Udało im się tylko położyć mały kawałek i roznieść piasek. Po 3  godzinach skapitulowali. Pogoda z nimi wygrała... Ech. Zostawili nas na tydzień z samochodami za ogrodzeniem i wysypanym na podjeździe piaskiem. Nie było nam łatwo....



Tydzień później... Dzień trzeci - piękne słońce ukoronowało ich starania i praca zakończyła się sukcesem. Tylko psy nie były zadowolone, gdyż z uwagi na ściągniętą bramę spędziły cały dzień w domu, z krótkimi spacerami na smyczy wokół budynku.




Oczywiście na koniec okazało się, że zakładając z powrotem bramę trzeba było podnieść jej skrzydła, gdyż nie było szans aby się zamknęły. Po ich ponownym przykręceniu wyszło na to iż jedno skrzydło wystaje ponad słupek. Cóż standard.... Ważne, aby brama wytrzymała zimę, bo pewnie w tym roku już ogrodzenia nie zdążymy zrobić. Poczekamy do wiosny ;)


Dwa weekendy i 3 dni roboty... miejmy nadzieję, że w przyszły weekend skończą taras i chodnik, a my  uznamy sprawę za zakończoną sukcesem.