To nie sztuka wybudować nowy dom. Sztuka sprawić, by miał w sobie duszę...

środa, 18 września 2013

Niczym woda...

Niczym woda drąży kamień tak w nas dojrzewała myśl o zmianie naszych kilku metrów. Z dnia na dzień coraz bardziej sfrustrowani wielkością naszego M i ilością masakrycznie potrzebnych rzeczy zaczęliśmy szukać nowego lokum. Bo jak tu się pomieścić w dwóch dorosłych, z małym dwuletnim huraganem i wiecznie ziejącym chow-chowem.... a zapomniałam jeszcze o stercie zabawek i moich "artystyczno-twórczych" sprzętów.  No właśnie 30m2 to stosunkowo za mało. Dużo za mało aby móc spokojnie otworzyć szafę i nie zostać zabitym spadającym blokiem technicznym wepchanym do pełnej już papierów półki. 

Zaczęliśmy więc poszukiwania może jakieś większe gniazdko w okolicy. Niestety standard wykończeń tych mieszkań i generalny remont za cenę w jakiej je widzieliśmy zakrawał o pomstę do Nieba. Bo wiadomo myśl o kolejnym potomku coraz bardziej mi doskwiera i nie ma co o tym marzyć bez dodatkowego pokoju. Wyliczając wszelkie ZA i PRZECIW wyszło na to, że potrzebujemy 3-4 pokoje, balkon aby nasze stworzenie miało choć namiastkę wolności ( aktualnie mamy okno z tzw barierką francuską - co oznacza okno balkonowe bez balkonu !! Ot tak se wymyślił któś) miejsce parkingowe (a najlepiej garaż) i znośną okolicę. Wszak dziecię nie będzie się wychowywać w szemranej części miasta. Jak już powiedzieliśmy nasze warunki na głos, wewnętrzne JA zaczęło nam podpowiadać " a może się nie rozdrabniajcie, może by tak mały domek z ogródkiem..." No tak, co prawda to prawda żadno z nas nie wychowywało się na blokowisku, gdzie zna się co najwyżej kilku sąsiadów a nie całą ulicę. Sąsiedzi z daleka krzyczeli "Dzień dobry" a tu jeszcze przed tobą uciekną aby nie musieć Ci wózka z dzieckiem pomagać wnosić po schodach. Taaaak uwielbiam niektórych naszych sąsiadów......

Suma sumarum zaryzykowaliśmy i zaczęliśmy szukać działeczki ślicznej małej niedaleko nas...... Bo po co nam wielka, ale jak się okazało obejrzeliśmy ich kilkanaście zaczynając od tych 800 m aż po takie 1500m. Z gazem, bez gazu, z wodą nie tylko w drodze ale i na działce, nie wspomnę o tych działkach co były "aaa tam za stodołą".  Aż, w końcu trafiliśmy ... na kawał ziemi... zawezwaliśmy geologa. Przyjechał aż znad morza, obadał, omierzył, wydrążył ziemię, pozachwycał się okolicą i powiedział " Dobrze jest".

Tym to oto sposobem trafiliśmy do notariusza, nasza latorośl zasnęła przed wejściem na odczytanie aktu, dzięki czemu nikt nie mógł już powiedzieć, że był tak interesujący, że usnęła. Zrobiliśmy pierwszy WIELKI krok a ona go po prostu smacznie przespała. To się nazywa mieć wszytsko w ... nosie.  I od tegoż dnia jesteśmy ZIEMIANINAMI. Huraaaaa!!!! Dzieje się.....

A to dopiero początek....

D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz